Na naszych oczach dokonał się upadek wszelkich autorytetów – dziś ani Kościół, ani nauka, ani artyści, ani politycy nie posiadają wystarczającej legitymizacji, aby udzielać rad, nakazywać i podpowiadać w tak intymnych kwestiach, jak duchowość lub sens życia. Zalew informacji nie sprawił, że staliśmy się mądrzejsi lub choćby lepiej poinformowani. Największa nawet liczba informacji nie stanie się nigdy wiedzą, a wiedza nie oznacza mądrości.
Już nie wierzymy w starych bogów i nawet ich nie potrzebujemy – mają oni bowiem zbyt wielu konkurentów na ziemi. Jednak emocjonalnie tęsknimy za nimi, a szczególnie za poczuciem sensu, bezpieczeństwa i przynależności, które – w rzeczywistości lub pozornie – nam zapewniali. Bardzo chcielibyśmy wiedzieć, jak jest naprawdę z naszym życiem i czy ukryta jest za nim jakaś tajemnica, ale nie ma na świecie ani takiej siły społecznej, ani takiego powszechnie akceptowanego autorytetu, który byłby w stanie dostarczyć zadowalającej odpowiedzi.
Wydarzenia przełomowe – osobiste (np. własna choroba lub odejście bliskiej osoby) czy też globalne (jak np. wojna czy pandemia) wyrzucają nas z siebie samych, pozwalają, wręcz zmuszają, aby wyskoczyć z pędzącego pociągu codzienności, zdystansować się od wyścigu szczurów i znaleźć się poza osobistą historią.
Jednak takie przebudzenie nie jest dostępne dla wszystkich.
Bo przebudzenie to nie koniec, a początek drogi. Drogi niełatwej, pełnej pułapek i niebezpieczeństw ze strony własnego ego.
Czasami będziesz miał ochotę się poddać.
Czasami poczujesz, że nie zrobiłeś żadnego postępu.
Czasami będziesz przeklinać dzień, w którym zacząłeś tę podróż…
Bo, jak mówi Morfeusz w Matrixie: istnieje różnica między znajomością drogi a podążaniem nią.
Dla mnie lepsza jest bolesna prawda, która niesie wiedzę o ograniczeniach, niż najpiękniejsza iluzja, która widzi moc tam, gdzie jej nie ma…
A dla Ciebie?