Fenomenem aglomeracji górnośląskiej, tak bardzo kojarzonej w innych regionach kraju z przemysłem ciężkim i węglem jest natura na wyciągnięcie ręki. Coś, co z pozoru wydawać się może sprzecznością – tutaj się sprawdza. Już kilka kilometrów poza Metropolią można trafić w miejsca, gdzie czas płynie spokojnej, ludzie żyją bardziej, a śląska dusza jest wciąż obecna – nieważne czy jest to Imielin, Warszowice czy Bojszowy, czy mysłowicka Brzezinka. To niezwykła koegzystencja dwóch światów – natury i życia miejskiego. Kłosy zboża kołyszące się na wietrze, a w tle kominy kopalni. Zachód słońca nad Paprocanami, na wodach których pływają żaglówki, a w tle widać bloki z wielkiej płyty. Trasa S1, na której już 30 km od Katowic na południe maluje się Beskid Śląski, a zjeżdżając kilka kilometrów w bok można odpocząć w ogrodach pszczyńskich. Wszystko na wyciągnięcie ręki. Dzięki czemu lepiej, pełniej, piękniej.