Strach przed wirusem kulturę dotknął najszybciej (i z długofalowymi skutkami). Zespoły artystyczne nie mogły pracować, a wydarzenia kulturalne zawieszono na czas nieokreślony. Gdy w maju zezwolono na odbywanie prób, muzycy Filharmonii Częstochowskiej od razu skorzystali z okazji i spotykali się, początkowo w małych składach, ćwicząc, ale też nagrywając te próby, tak aby namiastka życia artystycznego mogła zaistnieć w jedynej bezpiecznej przestrzeni, jaką był internet. W końcu zorganizowano też pełny – programowo, ale pusty, jeśli chodzi o publiczność – koncert.
A mnie, obserwatorce tych zmagań, stęsknionej zarówno za muzyką na żywo, jaki i za wystawami, wizytami w galeriach i muzeach, układały się one w sceny ze znanych z historii sztuki obrazów przedstawiające: samotników Edwarda Hoppera (zdj. 1), zamkniętych w przeszklonych pomieszczeniach, jak w Nighthawkes (zdj. 3), bohaterów Ostatniej wieczerzy Leonarda da Vinci (zdj. 2), postaci z Lekcji anatomii doktora Tulpa Rembrandta (zdj. 4), dziewczyny Egona Schiele (zdj. 5), widziane z góry tancerki Degas (zdj. 6). Taka pandemiczna impresja