Odkąd pamiętam Katowice intrygowały mnie swoją oryginalną budową. Bardzo prosty, surowy styl architektoniczny w połączeniu z niespotykanym rozplanowaniem całej konurbacji śląskiej daje w rezultacie niezwykłą betonową dżunglę. Nasze województwo mimo największej gęstości zaludnienia funkcjonuje znakomicie, ponieważ życie społeczeństwa nie jest całkowicie skupione wokół jednego punktu centralnego (jak to ma miejsce w innych miastach wojewódzkich), lecz rozgrywa się na ogromnej powierzchni. W tym właśnie populacyjnym chaosie starałem się szukać schematów – uprościć światy milionów mieszkańców malutkich okienek, czy podłużnych brył. Na tych fotografiach nie ma sylwetek, ale są ludzie.

Gombrowiczowska walka analizy z syntezą. Żeby pokazać dany rejon staramy się poznać szczegóły życia mieszkańców, historie budowli, detale świata. Nie widzimy ogromu, skali rzeczywistości. Przytłacza nas ogrom informacji, więc uciekamy się do formy minimalizmu. Ona daje nam spokój, staje się ucieczką od ciągłego napływu danych, ale i pozwala zrozumieć. Zrozumieć cokolwiek. Zrozumieć chociaż ten jeden szczegół w monstrualnej masie niezrozumiałych bodźców.

Fotograficzny minimalizm architektoniczny jest połączeniem syntetycznego spojrzenia na społeczeństwo z analitycznym ograniczeniem kompozycji.