„Mapy pamięci” to próba rekonstrukcji wspomnień ludzi, którzy w swoich domach czcili „święte obrazy”, które przez lata wytworzyły rodzinne historie i legendy. […] Wszystkie historie, przedstawione w cyklu, przetworzyłem przez pryzmat siebie samego, czyniąc z „Map pamięci” swoisty autoportret…
„Ten obraz trafił do naszego domu, jako spuścizna rodzinna. Mój mąż dostał go od swojej babci. Miała 93 lata, kiedy zmarła, a obraz podarowała nam na krótko przed swoją śmiercią. Był więc przekazywany z pokolenia na pokolenie, bo z kolei ona dostała tę Matkę Bożą od swojej babci. 2007 rok. W wieku 51 lat u mojego męża zdiagnozowano ciężką niewy- dolność serca. Krótko przed chorobą rozebrał obraz na czynniki pierwsze, bo chciał go odrestaurować. Wtedy wizerunek ten był trochę podniszczony – drewno było zmurszałe; przeżarte przez korniki. On miał fach w reku, był wyjątkowo zdolny – jego pasją było modelarstwo. Bez wahania podjął się renowacji. Kupił złoto dukatowe, pędzle – jednym słowem wszystko, co było mu potrzebne do przywrócenia wizerunkowi dawnego blasku. Prace przerwał mu zawał serca – przeżył śmierć kliniczną. Jego serce nie pracowało ponad minutę. Po roku przyznał się, że kiedy znalazł się po drugiej stronie, spotkał się z Panem Jezusem. Historię tę opowiedział tylko dwa razy – była to dla niego bardzo intymna sprawa. Zobaczył wtedy siedzącego Jezusa, podobnego do tego z obrazów i jakąś postać stojącą za nim. Nie rozpoznał jej, ponieważ od razu objął jego nogi i nie miał sił ponieść głowy do góry. Po czasie stwierdził, że była to najprawdopodobniej Matka Najświętsza. Jezus kazał mu wracać do żywych. 'Masz tam jeszcze coś do zrobienia’. Mówił, że przejście na tamtą stronę to było coś pięknego, natomiast powrót do żywych podobny był do tego, jakby ktoś wyciągał go z rozżarzonej smoły. Po powrocie do domu z Ochojca nie wrócił już do pracy zawodowej, zajął się więc tym obrazem. Restaurował go prawie trzy lata. Kiedy skończył, z wielkim wysiłkiem wywiercił otwór na hak. Pomogłam mu zawiesić obraz – był bardzo ciężki, a on słaby. Kiedy go powiesiliśmy, znów trafił do szpitala… już do domu nie wrócił. Co miał zrobić, zrobił…”.